W odpowiedzi na list w obronie kardynała Gulbinowicza

Pamiętajmy, że to nie wielka instytucja Kościoła – wpływająca na poszczególne rządy, posiadająca własne państwo, prawo, system szkolnictwa i sądownictwa, bank, gwardię, interesy – potrzebuje naszego wsparcia, ale bezbronne, często osamotnione ofiary pedofilii.

Click the button

W odpowiedzi na list w obronie kardynała Gulbinowicza

Mogę zrozumieć brak zaufania do najwyższych władz Kościoła katolickiego i brak wiary w wydane przez Nuncjaturę Apostolską oświadczenie dotyczące kardynała Henryka Gulbinowicza. Zważywszy na fakt, iż Kościół katolicki latami ukrywał przestępców, wątpliwości sygnatariuszy listu, co do wiarygodności Kościoła, mogą być uzasadnione. Czy jednak polskie społeczeństwo to właściwy adresat tych wątpliwości? Państwo polskie jest zakładnikiem konkordatu i nawet w obliczu popełnienia niegodnych czynów musi zdawać się na dyskretną ocenę kościelnego wymiaru sprawiedliwości. Domagajmy się upublicznienia win, jednak nigdy za cenę podważania prawdomówności ofiar pedofilii.

Czy naprawdę sygnatariusze listu myślą, że kardynał Gulbinowicz jest kozłem ofiarnym watykańskich rozgrywek?

Czy w imię tej myśli publicznie podważają krzywdę poszkodowanych i oświadczenia arcybiskupa Józefa Kupnego, który wyraźnie powiedział: „uważam za niedopuszczalne traktowania zeznań jednej z ofiar jako świadectwa o <<wątpliwej wiarygodności>>. Ofiarom pedofilii należy się szacunek i wysokie odszkodowanie finansowe, a nie publiczne kwestionowanie prawdziwości ich krzywd”.

Sygnatariusze listu to moi pokoleniowi rówieśnicy, z którymi dzielę doświadczenia lat ’80. Nie podzielam jednak ich resentymentu do Kościoła, resentymentu, który szkodzi nie tylko społeczeństwu obywatelskiemu, ale i wiernym Kościoła katolickiego. Polska potrzebuje wyzwolenia, bo ten resentyment utrwala patologię. Dziś budujemy przyszłość, o której powinniśmy rozmawiać bez lęków przed „panem, wójtem i plebanem”. Jedyny lęk, który powinien nam towarzyszyć, to lęk o utratę wolności, równości i demokracji. Pamiętajmy, że to nie wielka instytucja Kościoła – wpływająca na poszczególne rządy, posiadająca własne państwo, prawo, system szkolnictwa i sądownictwa, bank, gwardię, interesy – potrzebuje naszego wsparcia, ale bezbronne, często osamotnione ofiary pedofilii. Brak takiej refleksji uważam za wysoce krzywdzący, szczególnie w obliczu popierania przez Kościół katolicki łamania praw człowieka w Polsce – zarówno jeśli mówimy o napiętnowaniu środowisk LGBT+, jak i o poparciu dla ograniczenia kobietom prawa do samostanowienia. Przypomnijmy, że Watykan, podobnie jak Iran, Nauru, Palau, Somalia, Sudan, Królestwo Tonga, nie podpisał deklaracji praw kobiet (CEDAW) z 1979 roku. Polska ratyfikowała deklarację w 1980 roku. Mam nadzieję, że mimo wszystko, bliżej nam do demokratycznej Europy niż do nietolerancyjnych państw wyznaniowych.